niedziela, 9 czerwca 2013

YEAH :D

Ruszyłam z nowym blogiem :) To nie ten projekt, o którym wam pisałam, ale ... ważne, że jest :) Dzisiaj wszystko dostosowałam i dodałam bohaterów, do tego oczywiście zaraz pojawi się rozdział numer jeden. Zrezygnowałam z prologu. Jeśli nadal będziecie czytać to... zapraszam :))
http://angel-from-france.blogspot.com/
~voldemort

sobota, 23 marca 2013

Coś się kończy, żeby coś innego, mogło się zacząć na dobre

Ja już nie potrafię prowadzić tego bloga. Przez kilka miesięcy próbowałam pisać, chciałam coś stworzyć, ale mi się nie udało. Dużo myślałam i doszłam do wniosku, że ma co mieć nadziei na to, że coś jeszcze napiszę, skoro nawet ja jej nie mam. Teraz nie dam rady zrobić nic, żeby tu kontynuować. Myślę jednak, że należą się wam wyjaśnienia :)) To nie koniec mojego pisania, ja nigdy z tym nie skończę, bo u mnie jest blisko z serca do papieru (mój ulubiony cytaty Agnieszki Osieckiej :)) Zaczęłam ostatnio nowy projekt i chcę całkowicie się mu poświęcić, to będzie coś kompletnie innego :)) Do tego muszę wybierać teraz szkołę do której chcę pójść, przygotowywać się do egzaminu i szkolić mój angielski :)) Czytam też  mnóstwo książek i jeżeli którekolwiek z was kochają fantasy to muszę, po prostu muszę polecić dwie wspaniałe serie - ,,Trylogia Czasu" - Kerstin Gier oraz wspaniałe 'Blas' 'Hades' i 'Niebo' autorstwa Alexandry Adornetto :)) Mówię wam, te książki gwarantują nieprzespane noce :)) Trochę dzieżko jest zostawiać mi moje dzieło, tuż przed tym, jak zaczęło się rozwijać, no ale tak była :)) Ja prawie nigdy nie kończę tego, co zaczęłam i to chyba moja największa wada :)) Mam nadzieję, że mnie nie znienawidzicie, i że będziecie towarzyszyć mi przy następnej historii, która mam nadzieję, pokaże się jak najszybciej :)) A tymczasem żegnam was na jakiś czas :)) Mam nadzieję, że chociaż trochę spodobała się wam historia Micky i Zayna :))
Całusy
voldzio <3 ^^

środa, 30 stycznia 2013

WAŻNE!!

Hej kochani. Mam złą wiadomość. Ostatnio mam straszną blokadę twórczą. Nie mogę nic napisać. Wszystko mi się nie udaje, cokolwiek napiszę jest beznadziejne. Mam nadzieję, że szybko mi przejdzie, ale na razie nie ma co liczyć na nowy rozdział. Po prostu nie potrafię... Czasem nawet nachodzą mnie plany, żeby tu skończyć... Nie wiem czy chcecie, żebym kontynuowała, nie komentujecie, nie mam tego kopa energii. Wiem, że trochę użalam się nad sobą, ale z przykrością muszę stwierdzić, że dopóki coś nie tknie nie  będzie rozdziałów. Miałam naprawdę fajny pomysł na nowy rozdział, ale nie umiem ubrać tego w słowa. Jestem na siebie strasznie wściekła!
Całusy
voldzio ^^

środa, 23 stycznia 2013

Bardziej moje niż kiedykolwiek wcześniej.

- Nie!! - krzyknęłam na co Harry natychmiast się zatrzymał. Spojrzał na mnie z lekkim przerażeniem - Co ty do Cholery robisz idioto?!?! - wrzasnęłam na niego.
- Ja... Micky... ja Cię kocham!! - powiedział. Zatkało mnie.
- Przecież to Taylor jest tą, którą kochasz - zaśmiałam się nerwowo. Chciałam miłości to mam.
- Ja... My... Już nie jesteśmy razem, uznaliśmy, że tak będzie lepiej dla nas obojga. Chcemy dalej się przyjaźnić - powiedział patrząc mi prosto w oczy.
- Przykro mi, że się rozstaliście, ale teraz chciałabym być z moim chłopakiem sama dobrze? Ty mnie wcale nie kochasz. Ubzdurałeś to sobie, nic o mnie nie wiesz. Jesteś...
- Za młody?! To chcesz powiedzieć?! Że jestem za młody, żeby Cię kochać, mam tylko 18 lat. Zayn ma 19, to niewiele więcej prawda? Powiedz wprost, że mnie nie chcesz, że odrzucasz moją miłość, przyjaźń, wsparcie i wszystko co chciałem ci ofiarować.
- Jesteś przystojny, słodki i kochany, każda dziewczyna, którą zechcesz mieć zgodzi się na to bez zająknięcia.
- Ty się nie zgadzasz, a to ciebie chcę - powiedział.
- Niestety ja jestem jedną z tych, których nie możesz mieć. Kocham Zayna, Harry i nic na to nie poradzisz. Chcę z nim być.
- Micky - szepnął ze łzami nachodzącymi do jego oczu - Błagam daj mi szansę.
- Harry powinieneś wyjść stąd i się uspokoić - powiedział Zayn łagodnie. Może i jego najlepszy przyjaciel wyznał miłość jego dziewczynie, ale on i tak chciał się nim opiekować. Jak młodszym bratem. Podziwiałam jego spokój. Oni wyszli, a ja zastanowiłam się nad tym wszystkim. Moje życie, w jednej chwili z smutnego i samotnego zmieniło się w kolorowe i pełne miłość. Jednocześnie też pełne problemów. Bardziej skomplikowane ale i prostsze, bardziej moje niż kiedykolwiek wcześniej.



- Jutro na cały dzień cię ukradnę, co ty na to? - spytał Zayn lekko podnosząc się na ramieniu, by spojrzeć na mnie z góry. Leżeliśmy na kanapie i oglądaliśmy Titanica. Odwróciłam się przodem do Zayna i cmoknęłam go w policzek na co zaśmiał się melodyjnie. Przeszły mnie ciarki, był taki niesamowity i prawdziwy. Kiedy tylko przyjechaliśmy wziął prysznic, więc jego włosy nonszalancko opadały na czoło. Uśmiechał się do mnie tym swoim ponadprzeciętnym uśmiechem, patrzył tymi zniewalającymi oczyma... dobrze, że leżałam, bo chybabym się przewróciła, gdybym stała.
- Co masz na myśli?? - zapytałam.
- Ja i ty, calutki dzień spędzony razem.
- Już nie mogę się doczekać - mruknęłam mu rozmarzona do uch na co on się zaśmiał. Znowu. I znowu przyprawił mnie tym o palpitacje.
- Zostań na noc - poprosił patrząc zachłannie na moje usta. Oczywiście zrozumiałam aluzję i powoli się do niego przybliżyłam. Kiedy nasze twarze dzieliły milimetry cmoknęłam go w nos i wstałam. Jack składał właśnie Rose ostatni pocałunek przed śmiercią. To było takie romantyczne. Umrzeć, żeby ukochana osoba mogła przeżyć.
- Nigdy nie zrozumiem dlaczego on nie wszedł z nią na te drzwi - powiedział Zayn.
- Przecież to tragiczna historia, a on jest tragiczną postacią. A poza tym, gdyby on wszedł, to ona by spadła. Na wodzie nie jest tak łatwo na coś wejść. I to jeszcze będąc w tak lodowatej wodzie.
- Ja dla Ciebie zrobiłbym to samo - przysiągł Zayn wtulając się we mnie.
- Tego nie możesz być pewien.
- Ale jestem.
- Dlaczego?
- To tajemnica.
- Powiedz mi proszę!
- No dobra... Bo cię kocham - powiedział dalej wtulony w mój brzuch.



Następnego ranka
- Kochanie, czas wstawać - usłyszałam nad uchem - Mam coś dla ciebie.
- Zayn, daj mi jeszcze 5 minut... albo godzin - zaśmiałam się.
- Nie ma. No błagam! Musisz to zobaczyć!! - powiedział podekscytowany. Nienawidziłam wstawać, to była najgorsza rzecz na całym świecie. Leniwie podniosłam głowę i spojrzałam na niego jednym okiem. W lewej ręce trzymał wielki bukiet herbacianych róż, w prawej malutkie pudełeczko. Natychmiast usiadłam na łóżku.
- Dlaczego kupiłeś mi prezent? - zapytałam.
- Bo cię kocham.
- Ale... wszyscy pomyślą, że jestem z tobą tylko dla pieniędzy.
- Ważne, że ja wiem, że to nie prawda. A teraz zamknij oczy - rozkazał. Zrobiłam to, ponieważ byłam bardzo zaskoczona, no i śpiąca. Poczułam, że łóżko ugina się pod ciężarem Zayna, który znajdował się teraz za mną. Coś chłodnego i małego spadło na mój dekolt. Poczułam ciepły oddech chłopaka na karku i otworzyłam oczy. Spojrzałam w dół i ujrzałam cieniutki, złoty łańcuszek z wisiorkiem z literą ,,Z". Zatkało mnie. Wyglądał na bardzo drogi.
- Jest przepiękny - szepnęłam Zaynowi do ucha i wtuliłam się w niego.
- Mam nadzieję, że założysz go dzisiaj na kolacje - odparł.



- Ian nie stój jak idiota tylko pomóż mi coś wybrać!! Za 10 minut będzie tu Zayn - krzyknęłam. Byłam uczesana, umalowana i właściwie gotowa. Problem w tym, że stałam na środku pokoju w samej bieliźnie. Szafa była pełna ubrań. Tylko ja nie potrafiłam sobie z nimi poradzić. Przypomniałam sobie o brzoskwiniowej sukience, którą kupiłam po pierwszej wypłacie. Włożyłam ją w pudełku na dno szafy i byłam pewna, że nigdy jej nie włożę. Teraz jednak tylko ona wydawała mi się być odpowiednia. Wyjęłam ją, szybko włożyłam i zapięłam. Do tego dobrałam czarne szpilki, płaszcz i torebkę. Wybiegłam z mieszkania  i zdążyłam idealnie. Zayn stał już pod kamienicą z kolejnym pięknym bukietem. Był ubrany w czarne jeansy, białą koszulę i marynarkę. Wyglądał zniewalająco, kiedy nonszalancko opierał się o maskę swojego czarnego bmw. Myślałam, że zemdleję. Na szczęście przypomniałam sobie, że stoję na środku ulicy i się opamiętałam. Zayn podszedł do mnie z uśmiechem i pocałował mnie w policzek. Ja jednak nie chciałam na tym skończyć, więc oparłam czoło o jego. W tych butach byłam już niewiele niższa niż mój chłopak.
- Cieszę się, że Cię widzę - powiedziałam przygryzając dolną wargę pokrytą różową szminką.
- A ja bardziej - odparł Zayn i musnął moje usta swoimi. Czule i delikatnie całował moje wargi, a ja nie byłam mu dłużna. Kochałam go. Mogłam całkiem szczerze przyznać to przed sobą samą.


Hej!!
Wróciłam!! Mam nadzieję, że rozdział się podoba :)) Napracowałam się nad nim :D Bardzo mi miło, że do grona moich czytelników dołączyły 3 nowe osoby :) Witam was w moim królestwie. Jestem dumna z tego rozdziału. Naprawdę mi się podoba :) Mam wielką nadzieję, że wam też :)) 1 lutego (piątek) w Złotych Tarasach jest Zlot Directioners. O 13 zbieramy się przy głównym wejściu. Jeśli któraś (lub któryś) z was mieszka w Warszawie i miałaby (bądź miałby) ochotę przyjechać to serdecznie zapraszam!! Mile widziane plakaty i flagi (UK, PL, IR). Ja nie organizuję zlotu, ale dziewczyna, która jest za niego odpowiedzialna poprosiła o 2 zł na składkę, myślę, że to nie problem :D Można też przebrać się za któregoś z naszych ulubieńców :)) Obowiązkowo trzeba mieć teksty : LWWY, LT, SL, WMYB, OT, RM, UAN.
Mam 1200 odwiedzin!! Jaram się jak nie wiem :))) Kocham was, jesteście niesamowici!! Na konto moich 15 czytających mam prośbę. Zdziwcie mnie i dajcie ponad 5 komentarzy pod tym rozdziałem :) To nic nie kosztuję, zajmuję chwilkę, a ja jestem niesamowicie szczęśliwa :)) No to chyba tyle z mojej strony :) Mam nadzieję, że się podoba ;)
CAAAAAAAAAŁUSKI
voldemort

środa, 16 stycznia 2013

Zima zmieniła wszystko...

   Zima była okrutna. Surowa, pierwotna i niezależna. Biały puch, przykrywający ziemię, zmarznięte gałęzie, szare niebo. Wszystko to było częścią jednej układanki, tworzącej jeden, piękny krajobraz. Jednocześnie stanowiło coś samotnego i odosobnionego, coś nieoczywistego.
   Zima była przemyślana pod każdym względem. Pokazywała ludziom jak przyroda może ranić, tylko po to, by potem udowodnić jak bardzo jest piękna. Śnieżne lawiny, okrutne zimno i lód. Zamarznięty świat  We wszystkim tym tkwiła jednaj subtelna obietnica ciepła, które miało przyjść wraz z nadejściem wiosny.
   Zima była czasem samotności i wymarcia. Sprawiało to jednak, że była sobą. Piękna i niezależną damą kroczącą dumnie przez swoje królestwo. Kroczącą samotnie.
   Siedząc pośród ośnieżonych drzew myślałam nad tym, ile piękna mają w sobie, otaczające mnie białe drzewa  przybierające najróżniejsze kształty pod przykryciem śniegu. Byłam pośród nich tylko małą, skuloną  z zimna dziewczynką. Słońce było już na granicy horyzontu, zaraz cały świat miała ogarnąć ciemność. Również moja postać miała zostać zamknięta w szczelnej kopule nocy.
   Ja jednak nie miałam zamiaru odejść. Postawiłam sobie za cel obejrzenie nadchodzącego wschodu słońca i miałam zamiar to zrobić. Chciałam zobaczyć czerwone promyki przebijające się przez granatową powłokę firmamentu. Tylko mój przyjaciel mógł przekonać mnie do porzucenia mojego niecnego planu. Na moje nieszczęście to właśnie on pojawił się przy mnie po parunastu minutach i nic nie mówiąc wyciągnął do mnie dłoń. Chwyciłam jego ciepłe palce w swoje - zimne i zmarznięte i już wiedziałam, że to nie pech, ale szczęście sprawiło, że mam kogoś takiego.
Tak się cieszę, że tu jesteś.
To mi pomaga
uświadomić sobie,
jak piękny jest mój świat.*
- Chodź do domu. Jest strasznie zimno, zaraz będziesz chora - powiedział głosem przytłumionym przez gruby szalik. Zawsze się mną opiekować, od najmłodszych lat. Był dla mnie jak starszy brat, którego nigdy nie miałam. 
- Wiesz dobrze, że się nie zgodzę - powiedziałam i mimowolnie się uśmiechnęłam. Jego oczy błysnęły w świetle pojawiającego się powoli księżyca.
- A jak bardzo ładnie cię poproszę i obiecam, że przyjdziemy tu jutro rano? - zaproponował. Zawsze miał dar przekonywania mnie do różnych rzeczy, tym razem też mu się udało. 
- No dobra - powiedziałam wstając - Ale tylko dlatego, że jest mi zimno - dodałam ze śmiechem. 
- Jasne, jasne. Ścigamy się do domu... Start! - krzyknął i ruszyliśmy biegiem. Przedzieraliśmy się mozolnie przez zaspy białego puchu, mięśnie bolały mnie od wcześniejszej pozycji, ale to nie miało żadnego znaczenia. Podczas biegu co jakiś czas spoglądałam na śnieg i na chłopaka zarysowanego na nim, ale moim głównym celem było dobiegnięcie do celu przed nim. Kiedy zobaczyłam ciemny kształt wiedziałam, że jestem już blisko domu. To był mój las. Tajemniczy, straszny i zupełnie odmienny od tego, w którym znajdowałam się jeszcze kilka minut wcześniej. W tamtym nie było tej dziwnej dzikości i świadomości tajemnicy, które skrywały drzewa w moim lesie. Chciałam wejść do niego, poznać sekrety, które górski wietrzyk składał dziuplom  trawom, wszystkim ścieżkom. Powstrzymywał mnie strach. Bałam się. Ciekawość, jednak pokonywała go, powoli, ale skutecznie. Z każdym dniem zbliżałam się do upragnionego wejścia pośród dębów. 
- Wygrałem!! - krzyknął chłopak stając przed moimi drzwiami. Nie zauważyłam nawet, że przestałam biec i stałam w miejscu patrząc na drzewa. Szybko zebrałam się w sobie i podbiegłam do błękitnego budynku. 
- Pierwszy i ostatni raz - zaśmiałam się - Bądź po mnie z samego rana, dobrze? - spytałam.
- A wstaniesz??
- Tego nie mogę zagwarantować - odparłam, a moje wargi znowu rozchyliły się w mimowolnym uśmiechu.
- No to do zobaczenia Młoda - zaśmiał się, na co zmierzyłam go zabójczym spojrzeniem.
- Do jutra Stary - odparłam i weszłam do domu. Mama siedziała na kanapie w salonie, tata gotował coś w kuchni, a moje malutka siostra oglądała jakiś film. Zajrzałam do niej na chwilę i poszłam do swojego pokoju na piętrze. Jako jedyna mieszkałam na górze. Mimo wczesnej pory położyłam się do łóżka, przykryłam ciepłą pościelą i momentalnie zasnęłam.
   Rano było spokojnie. To chyba jedyne określenie na tę porę. Cichy świat, nigdy niedotknięty człowieczą ręką. Mimo, że nie udało mi się zdążyć na zapierający dech w piersi wschód słońca, widok za oknem również był niesamowity. Samotny wilk, spacerujący na skraju lasu. Jego futro był szare, w pewnych miejscach posklejane zaschniętą krwią. Musiał mieć za sobą wiele walk na śmierć i życie. Był bardzo wychudzony. Odchylił  łeb w tył i zawył przeciągle. Dostałam dreszczy. Tak wyło tylko stworzenie, które szykowało się do jakiejś bitwy. Wilk zaczął posuwać się w kierunku mojego domu. Wstałam z łóżka i podeszłam do okna w momencie, w którym on brał rozbieg. Kilka sekund później szklane drzwi prowadzące na taras leżały na ziemi rozbite na drobne kawałeczki, a szary wilk był już w salonie. Usłyszałam krzyk i zbiegłam po schodach na parter. Na górze byłam bezpieczna, ale to na dole byli moi bliscy. Potrzebowali  pomocy. Weszłam do salonu i zobaczyłam moją siostrzyczkę leżącą na ziemi z przerażeniem na twarzy i wielkiego, głodnego wilka nad nią. Tata stał po drugiej stronie pokoju z nożem kuchennym w ręku. Wiedziałam, że on nie będzie w stanie pokonać osobnika takich rozmiarów. Moje serce przyśpieszyło. Nie mogłam stać w miejscu, kiedy mojej siostrze groziło takie niebezpieczeństwo, ale strach nie pozwalał mi zrobić ani jednego kroku. Nagle przypomniałam sobie, że tata trzyma strzelbę w gabinecie. Pobiegłam szybko po schodach na górę i chwyciłam broń leżącą na biurku. Kiedy wróciłam prawie zemdlałam. Wilk rozdzierał właśnie pazurami policzek mojego ojca. Podniosłam strzelbę do twarzy, by wycelować, ale nie umiałam strzelać. Łzy zaczęły płynąc z moich oczu. Nie wiedziałam, co robić. Wzięłam głęboki oddech i wykonałam kolejną próbę. Tym razem udało mi się powstrzymać trzęsienie się rąk. Wymierzyłam w wilka i nacisnęłam spust. Rozległ się krótki, głośny strzał i stworzenie leżało na ziemi. Ostatni raz zachłysnęło się powietrzem i nie wydało z siebie już ani jednego dźwięku. Strzelba wypadła mi z rąk. Kolejna porcja słonych łez napłynęła do oczu. Była zima, wilki nie miały pożywienia. Gdyby tylko ten nie zbliżył się do naszego domu, nie musiałabym strzelać. Nie musiałabym zabić żywej istoty. Patrzyłam w jego oczy, na jedno pokryty krwią pysk, a w mojej głowie kołatała się tylko jedna myśl :
Nosimy grymasy śmiejącej się śmierci...*
   Patrząc na zimę przez pryzmat strasznych wydarzeń tamtego grudniowego poranka, nie mogłam myśleć o niej tak samo, jak kiedyś  Do mojej listy określeń dodałam słowo ,,niebezpieczna". Nie udało mi się jednak przestać jej kochać. Nadal była dla mnie tak samo niezwykła, jak kiedyś. 
   Zima była, jaka była. Nieokiełznana, piękna i nieprzewidywalna. Nic nie było w stanie jej zmienić. Nic nie było w stanie jej dorównać i tylko wspomnienie tamtych zdarzeń nie pozwalało mi już z taką beztroską czekać na kolejny świt i następną zorzę...

Elo Morelo! xD
Piszę do Ciebie bezpośrednio kochany czytelniku. Nie udało mi się wstawić rozdziału, ale to jedno z opowiadań na konkurs. Tematyka przyrodnicza. Mam nadzieję, że Ci się podoba :) Wiersz, to jedno z dzieł R.M.Rilke, a cytat jest z książki pt. ,,Drżenie" Czekam na Twój komentarz!!!
voldek :) ^^

czwartek, 10 stycznia 2013

To build a home.

Uciekłam. Nie chciałam tam być. Nie kochałam go, nie zauroczył mnie. Był dla mnie tylko kolegą. Wiedziałam, że mimo tego pocałunku nie mogłabym nic do niego poczuć. To było po prostu niewykonalne. Niewykonalne. To najlepsze słowo. Niewykonalne.

Następnego ranka.

Nawiedza mnie przeszłość. Widma, które powinny zniknąć dawno temu. Niestety tak się nie stało. Śnił mi się mój występ. Miałam 16 lat, świat stał otworem, mogłam robić to , czego chciałam. A wtedy najbardziej chciałam tańczyć. Nic oprócz tego się nie liczyło. Chodziłam z Emily na występy, łapałyśmy drobniaki do kapelusza i żyłyśmy pełnią życia.Ale co ja mogłam wtedy wiedzieć o życiu? Chyba tyle, że nie było zbyt przychylne. Wtedy byłam szczęśliwa. I muszę przyznać, że całkiem nieźle tańczyłam. Hip-hop i jazz. Ale to była przeszłość, a ja nie miałam na nią czasu. Teraz liczyła się tylko i wyłącznie teraźniejszość. Takie właśnie przemyślenia towarzyszyły moim porannym przygotowaniom do wyjścia. O 7 zadzwonił do mnie Paul i powiedział, że jestem mu potrzebna na już. O 7.30 ktoś miał podjechać. Nie miałam humoru żeby się stroić, a kazał mi ubrać się wygodnie. Ostrzegał, że będę musiała się zmęczyć, więc pod wygodną koszulę włożyłam sportowy stanik i oczywiście legginsy. Nie wiem, co mnie podkusiło, żeby spakować buty do tańca, ale to zrobiłam. Ubrana w TO wyszłam z domu bez śniadania i kogo spotkałam na dole? Oczywiście, że Harrego.
- Hej - powiedziałam. Ta sytuacja bardzo przypominała mi tą, którą przeżywałam z Zaynem.
- Ładnie wyglądasz - mruknął. Reszta drogi przeleciała w ciszy. Okazało się, że robimy sesję z ,,próby" do koncertu. Że niby taniec itp. Ja też miałam być na kilku zdjęciach.Zjadłam wielką jajecznicę i zabrałam się do roboty. Chłopcy się wygłupiali, robili miny, ale i udawali, że  pracują. Miałam mnóstwo fajnych ujęć. Koło 12, po 4 godzinach pracy mieliśmy przerwę na lunch, ja jednak nie byłam głodna więc zostałam. Sala była taneczna, stanowczo. błyszczący parkiet i wielkie lustro na jednej ze ścian. Nie mogłam się powstrzymać. Ściągnęłam moje adididaski i włożyłam baletki. Balet też ćwiczyłam, do 13 roku życia. Potem nie było kasy. Zdjęłam koszulę i włączyłam muzykę. Dźwięki popłynęły z głośników, a ja zaczęłam tańczyć do piosenki To Build a Home. Ten utwór był podkładem do mojego popisowego numeru. Nogi same mnie poniosły, a wiedziałam, że kiedy zacznę, to nie będę mogła przestać. Przypomniał mi się egzamin do szkoły tanecznej. Wiedziałam, że nie mam na to kasy, ale nie szkodziło spróbować. Sala zamieniła się w przejrzystą, jasną i profesjonalną salę ze stołem sędziowskim.Wiedziałam, że muszę się starać i tańczyłam na 1000%. Skakałam, robiłam przejścia itp. A kiedy skończyłam usłyszałam brawa. I to nie te brawa, które słyszałam wtedy. To nie było klaskanie w mojej głowie. To było realne.
- Nie wiedziałam, że tak tańczysz - powiedział Zayn podchodząc do mnie.
- Wielu rzeczy o mnie ne wiesz - odparłam ze słabym uśmiechem błąkającym się po twarzy.
- Ale mogę się dowiedzieć, prawda? - zapytał zbliżając się na taką odległość, że czułam żar bijący od jego ciała.
- A co z Perrie? - spytałam.
- Zerwaliśmy. Wczoraj, bo uznałem, że... że do ciebie czuję to mocniej...
- Zayn, ja ...
- Wiem, znamy się bardzo krótko i mało o sobie wiemy, ale ja naprawdę chcę, żebyś coś do mnie poczuła.
- Poczułam... - powiedziałam w końcu - Poczułam Zayn i to bardzo mocno.
- A więc... Czy... ty...
- Zayn spokojnie ja nie gryzę - zaśmiałam się. On na szczęście też się zaśmiał. To rozładowało atmosferę. Malik przyciągnął mnie do siebie, a ja wtuliłam się w niego. Chwila była idealna. Nasze ciała pasowały do siebie doskonale. Tak jakbyśmy kiedyś byli jednością. Jakiś nieporadny człowiek, który próbował posługiwać się nożyczkami rozdzielił nas, ale los sprawił, że znowu się spotkaliśmy.  I nic nie mogło dorównać uczuciu bezpieczeństwa, które wypełniało mnie, kiedy stałam w objęciach Zayna. Świat był wtedy po prostu idealny. I nie chciałam jakieś zwykłej bliskości, chodziło mi o to, żeby to on był obok mnie, nikt inny. Nie wiem dlaczego, ale zaczęłam płakać. Zayn musiał to poczuć, bo podniósł delikatnie mój podbródek i się uśmiechnął. Oczytał z moich oczu, że to łzy szczęścia i mnie pocałował. Delikatnie, czule i prawdziwie. Byłoby to całkowicie wspaniałe, gyby do pomieszczenia nie wszedł Harri. I gdyby nie rzucił się na Zayna...



Ostatnio nie mam czasu dodawać i rozdziały niestety są bardzo rzadko. Przepraszam Was strasznie, ale w domu mam urwanie głowy, w szkole mam urwanie głowy, a jeszcze za 9 dni mam zawody w walkach i muszę się przygotowywać. Do tego piszę opowiadanie na taki konkurs i to zajmuje mi mnóstwo czasu. To tyle jeżeli chodzi o tłumaczenie XD Mam nadzieję, że mi wybaczycie :) Co do rozdziału to wreszcie się coś dzieje!! Jakoś tak mnie natchnęło i się machnęłam :)) Wygrałam konkurs z wiedzy o UK!! Ale nie było pytań o 1D :((  Poza tym w kwietniu śpiewam na konkursie chociaż nie umiem śpiewać i to tyle jeśli chodzi o mój pamiętnik XD Dodam mój rysunek Danielle, który robiłam na tablicy XD Nie jest zbyt podobna do naszej Dan, ale jest całkiem ładna, więc się pochwalę, a co! Voldemortowi tez się coś należy od życia co nie? No i czekam na komentarze! Niby 12 osób czyta, a 3 komentują, trochę to dziwne O.o KOCHAM WAS ,,69"
voldek, voldeczek, voldziunio ^^

czwartek, 27 grudnia 2012

Kim on dla mnie był?

Całe moje życie składało się z wyzwań. Trudnych sytuacji, którym musiałam sprostać. Następną z nich miała być rozmowa z Perrie. Musiałam wyjaśnić jej, że Zayn jej nie zdradza, że za bardzo ja kocha, żeby móc to zrobić. Nie miałam jednak jej numeru. Pierwszą osobą, która przyszła m mi do głowy był Harry. Zadzwoniłam do niego, a on poprosił mnie, żebym się z nim spotkała. Miał strasznie dziwny głos. Umówiłam się z nim na następny dzień i zadzwoniłam do Perrie. Długo namawiałam ją, żeby zgodziła się ze mną spotkać, ale w końcu mi się udało. O 17 czekałam pod jej apartamentem. Nie wiedziałam od czego zacząć, więc zaczęłam od samego początku.
- Jestem Micky, fotografka chłopaków. I... to ja byłam na tych zdjęciach z Zaynem. Ale on cię nie zdradza. Po prostu wpadł do mnie na kawę i wyszedł 20 minut później, on nie czuje nic do nikogo z wyjątkiem ciebie. Tylko ciebie kocha. Uwierz mi.
- Nie znam cię, ale mam wrażenie, że cię polubię. Zayn jest cudownym chłopakiem, a ja nie chciałam go wysłuchać  Dziękuję, że tu przyszłaś. Gdyby nie ty to chyba popełniłabym największy błąd w moim życiu - powiedziała i mnie przytuliła. Była strasznie sympatyczna, jedna z tych osób, których nie da się nie lubić. Była częścią mojego nowego życia, w którym już zawsze miałam mieć z kim pogadać  do kogo zwrócić się o pomoc. A to uczucie było naprawdę cudowne.


- Harry!! Ej Harry tutaj! - krzyknęłam do chłopaka  bujnymi lokami. Kiedy się odwrócił okazało się jednak, że to kobieta. Ale jaka wysoka! Aż się jej przestraszyłam! Ale mniejsza o to. Ważne było to, że czekałam na Harolda już 20 minut a on się nie zjawiał! Czy to nie była lekka przesada z jego strony? Umawiać się ze mną na 8.30, rano, w sobotę, a potem nie przychodzić. Stanęłam pod ścianą kamienicy i wkurzona patrzyłam na osoby przewijając e się w tłumie nieznajomych Anglików. Większość z nich była wysoka, ogolona i patrzyła na mnie z przymrużeniem oczu. Po drugiej stronie ulicy stał jednak ktoś zupełnie inny niż cała reszta. Chłopak opierał się o kamienicę na przeciwko mojej. Był wysoki, szczupły i umięśniony. Miał jasne włosy. Reszty nie widziałam, stał za daleko, ale i tak wiedziałam, że jest piękny. Nagle kolejna partia tłumu ograniczyła mi widoczność. Już po chwili tajemniczy nieznajomy znowu mi się przyglądał. Tyle, że tym razem szedł w moim kierunku. Kiedy był na tyle blisko, żebym mogła odróżnić kolor jego oczu okazało się, że są szare. Nie dane mi było jednak poznać chłopaka, ponieważ pojawił się Harry. Wziął mnie za rękę i pociągną za sobą, nie miałam szans się bronić. Mimo wszystko byłam zadowolona, że chłopak w końcu się zjawił. Doprowadził mnie do jakieś kawiarni i dopiero tam puścił moją rękę. Stanął na przeciwko mnie i ni stąd ni zowąd pocałował mnie. Wpił się w moje wargi swoimi miękkimi malinowymi ustami i całował mnie z wielka pasją. A ja nic nie robiłam. Po prostu stałam i z oczami szeroko otwartymi ze zdziwienia zastanawiałam się co tak właściwie powinnam zrobić w takich okolicznościach. W końcu Harry oderwał się ode mnie.
- To o czym chciałeś pogadać? - spytałam, a on tylko zaśmiał się i znowu mnie pocałował. Dopiero za tym drugim razem udało mi się poczuć niesamowitą miękkość jego malinowych warg. Czy to było aby na pewno normalne? On był w końcu moim... no właśnie, kim?? Kim on dla mnie był? Znajomym? Kolegą? Przyjacielem? Czy kimś więcej?


Przepraszam!!
Nie było mnie cholernie długo i macie z całą pewnością święte prawo do znienawidzenia mnie na wieczność! Do tego rozdział jest krótki jak cholera i mi się nie podoba. Postaram się nagryzmolić dzisiaj coś jeszcze, ale nie obiecuję! Jak Wam minęły Święta? I urodziny Louisa? Ja nie byłam wtedy w domu i nie mogłam złożyć mu życzeń :( I co wy na to, żebym dodała wam tu takie krótkie opowiadanie, które pisze na konkurs? Liczę na duużo komentarzy :)
Kocham Was straaaaaaaaasznie mocno :)
voldek ^^